Wśród kolekcjonerów płyty składankowe nie cieszą się wielką popularnością. Panuje obiegowa opinia, że lepiej mieć regularne płyty z dyskografii wykonawców, których się lubi. Jednak są sytuacje, kiedy warto skusić się na wyselekcjonowany zestaw hitów. Powodów może być kilka.
Składanki zapewniają odpowiednią oprawę muzyczną na rozmaite spotkania towarzyskie. Wtedy przekrojowy repertuar i największe przeboje są jak znalazł. Przyznam jednak, że ani takie spotkania ani radiowe przeboje, które wszyscy znają, to nie moje klimaty.
Ja cenię składanki z innych przyczyn. Wytwórnie płytowe stosowały zabieg promocyjny, który polegał na łączeniu w jednym wspólnym wydawnictwie wielu grup. W ten sposób zapoznawały słuchaczy ze swoją ofertą.
Wabikiem były często bardziej znane zespoły, a w efekcie fani poznawali innych twórców i zapewne kupowali kolejne płyty, których nie kupiliby, gdyby były zupełnie anonimowe. W swoich zbiorach mam kilka takich pozycji ale dziś ich użyteczność przedstawia się nieco inaczej. Te najbardziej znane zespoły i utwory już zwykle mam na regularnych płytach a sięgam po te składanki ze względu na mniej znane grupy. Czasem nagrały tylko jednego singla i odeszły w niepamięć, czasem ich albumy są trudne do zdobycia lub sporo kosztują.
Dzięki taki składankom, na których co prawda część utworów już posiadam, mam szansę głębiej poznać dany okres w muzyce lub cieszyć się utworami trudno dostępnych wykonawców.
Szczególną kategorię stanowią składanki, na których wytwórnie umieściły rzadkie utwory topowych wykonawców. Czasem tylko w ten sposób można cieszyć się posiadaniem cenionej muzyki na fizycznym nośniku. Tak trafiłem na nie wydany na regularnych płytach utwór Led Zeppelin zamieszczony na składance “The new age of Atlantic”.
Do innych smaczków tego typu należy mało znany utwór z wczesnego repertuaru grupy Pink Floyd: “Embryo” umieszczony na składance “Picnic a breath of fresh air”. Do tego sporo innych znakomitych pozycji na obu tych płytach sprawia, że ich zakup uważam za szczególnie udany.
W kategorii płyt prezentujących dorobek jednej wytwórni szczególnie cenię album wydany przez 4AD. Znajdują się na nim utwory niedostępne gdzie indziej, napisane specjalnie z okazji nagrania tej płyty. Taka składanka to już mus dla prawdziwego fana.
Mowa tu o “Lonely is an eyesore” – zbiorze zawierającym m.in dokonania Cocteau Twins, Dead Can dance, Clan of Xymox i innych grup współpracujących z tą wytwórnią, która umiejętnie wykreowała rozpoznawalny styl muzyczny i trwale zaznaczyła się w muzyce lat 80-tych.
Całkiem niezłym pomysłem okazuje się też kupowanie składanek jednego wykonawcy. Pozwala to na zdobycie rzadszych utworów znanych tylko z singli i to często kilku za jednym zamachem. Mimo, że posiadam już regularne płyty The Rolling Stones, The Beatles, Deep Purple czy Hendrixa to właśnie dzięki składankom uzupełniłem zbiory o kilka ciekawych nagrań tych grup. Z tych też powodów nabyłem dwupłytowy, przekrojowy zestaw grupy New Order.
Niektóre składaki stanowią pozycję szczególną w dyskografii z uwagi na staranność wydania. Przekrojowe zbiory rzadszych nagrań bywają uzupełniane bogatą książeczką z informacjami i zdjęciami. Takie albumy potrafią prezentować się naprawdę imponująco i cieszą nie tylko uszy ale i oczy. Te standardy spełnia choćby “Living in the past” grupy Jethro Tull.
Ze względu na mniejsze zainteresowanie nabywców składanki często są wyraźnie tańsze od zwykłych płyt lubianej grupy. Czasem łatwiej też je zdobyć niż niektóre dawno nie wznawiane albumy.
Z tego powodu rozmaite Greatest hits mogą być niezłym pomysłem “na przeczekanie”. Pozwala to cieszyć się muzyką danego wykonawcy z czarnego krążka zanim zdołamy zebrać interesujące nas regularne płyty. W taki sposób nabyłem m.in. bardzo reprezentatywny składak grupy Jeferson Airplane przewrotnie zatytułowany “The worst of…” i zestaw hitów hipisowskiej legendy: Country Joe and the Fish.
Składanka czasem wystarczy sama w sobie, jako zestaw najważniejszych utworów w dorobku wykonawcy, którego muzykę lubimy, ale nie koniecznie musimy mieć wszystko co wydał. Ja tak mam z wykonawcami, po których sięgam dla określonego nastroju. W tej sytuacji dobry składankowy zestaw całkowicie zaspokaja moje potrzeby. Trzypłytowy zestaw Sinatry, czy kilka składanek jazzowych wokalistek świetnie spełnia swoje zadanie.
Jak widać powodów by zmienić nie najlepszą reputację rozmaitych “The best of” jest co najmniej kilka. Warto na płytowej giełdzie pogrzebać w pudle z napisem składanki, bo może między niemieckimi szlagierami czeka kolejna muzyczna przygoda, a przecież o to w tym całym zbieractwie chodzi najbardziej.