Przejdź do treści

Danuta Sobiech

Samochód okiem “baby”. Przegląd motoryzacji w pigułce

ScreenHunter_1260 Sep. 24 03.15Ledwie chwilę temu, bo 22 września wypadał Światowy Dzień bez Samochodu. Ustanowiony w roku 2000 z inicjatywy Komisji Europejskiej. Idea pomysłu była – i nadal jest – szczytna: zachęcanie (coroczne, a w stolicy Indonezji nawet i cotygodniowe!) kierowców do ograniczenia swych 4-kołowych maratonów na rzecz środków alternatywnych, takich jak komunikacja miejska, rower czy – dla szczególnie nieleniwych – własne stopy. Powodów, dla których narodziła się owa idea nie trzeba tłumaczyć. Wiadomo: środowisko, zatykanie świata korkami, strata czasu, pieniędzy oraz niezaprzeczalnie – szarganie nerwów. Statystyka mówi sama za siebie:

w Warszawie w godzinach szczytu, kierowcy mogą rozpędzić się „aż” do zatrważających 23 km/h. W Nowym Jorku zaś obliczono, że średnia roczna utrata czasu z powodu korków ulicznych, stanowi 57 godzin, czyli ponad 2 doby bezproduktywnego zbijania bąków za kółkiem na łebka. Szacuje się, że po naszej planecie jeździ ok. miliard aut. Nawet nasza bidna Polska 3 lata temu zrównała wskaźnik nasycenia rynku motoryzacyjnego ze standardem UE. W grudniu 2012 r. na tysiąc mieszkańców Polski przypadało 486 samochodów, w UE zaś średni wskaźnik wynosi 484.Dowiedz się więcej »Samochód okiem “baby”. Przegląd motoryzacji w pigułce

Kiedy STRES jest paradoksem. O cierpieniu naszego pokolenia

Masz te dwadzieścia parę, trzydzieści parę lat; próbujesz jakoś (a najlepiej jak najlepiej) ułożyć sobie pobyt na tym ziemskim padole. Może nawet całkiem nieźle ci wychodzi: pracujesz, masz rodzinę, prawo jazdy, zagraniczne wakacje (albo polskie – bo tu nie raz drożej przecie). Masz telapatrzydło cieńsze od plasterka goudy, w dodatku z HD, masz i desktop i laptop, ogólnie jest tip-top. Może posiadasz tylko część z tych rzeczy, a może znacznie więcej. Tak czy siak, żyjesz w czasach – gdy nareszcie można. Można to mieć. Możesz wyjeżdżać niemal wszędzie, w wiele miejsc nawet bez paszportu; możesz sobie pisaczyć lub gadać z kimś po drugiej stronie globu; możesz się kształcić na różnych różnistych kierunkach, uczyć różnych języków, rozwijać dziesiątki umiejętności i pasji, nawet takich, które narażają cię na etykietkę total-oszołoma. Jeśli masz małe dzieci możesz nawet dobrać pampersa pod kolor gaci, zamiast stać jak nasze matki czy babki w kolejce za tetrową szmatą. Demokracja, globalizacja, rewelacja. A jednak coś w środku kłuje i to nie raz tak mocno, że pełzanie wydaje się zbyt męczącym maratonem. W dodatku ktoś bliski nieco starszej daty (rodzic chociażby) nie dość, że nie rozumie twojego „doła” lub po prostu marudzenia, to jeszcze się dziwi, no bo przecież: „kiedyś ludzie nic nie mieli, ciężko pracowali, wszystko utrudniało zamiast ułatwiać. Nie to, co teraz, więc czego ty chcesz!”. I o ile masz twarde „4 litery” to jeszcze jakoś wytrzymujesz. Ale w końcu i ciebie dopada czasem myśl, że może coś z tobą cholera nie tak. No właśnie, więc co jest „nie tak”?

Dowiedz się więcej »Kiedy STRES jest paradoksem. O cierpieniu naszego pokolenia

PasjoTata – czyli być Tatą, któremu się chce

No tak! Baba ze mnie już prawie 31 letnia, 10 lat w związku, w tym 8 w małżeństwie, zatem stado ciekawskich znajomych i pseudoprzyjaciół oczekuje pod moim adresem bociana. A „pies ich drapał”. Gorzej (a może i lepiej), że mój ON poczuł w jądrach, mózgu, sercu i splocie słonecznym pewnie też – instynkt ojcowski o gabarytach zdaje się niezmierzalnych! No więc ciągle i ciągle robi do mnie „maślane ślepia”, a na widok niemowląt w wózkach, nosidełkach i innych ustrojstwach, robi się miękki na buzi niczym masło zostawione latem na parapecie.

Ogólnie rzecz biorąc zewsząd słyszę, tudzież widzę te nieme pytania skierowane w moim kierunku, typu:  „kiedy ona w końcu zrobi sobie dzieciaka?”. Tik-tak, tik-tak. No ‘job twoju mać’! Zwariować idzie czasem, a przecie nawet i ja nie znam na to odpowiedzi. Co prawda nie boję się już bociana niczym kolokwialny diabeł święconej wody, ale planować też specjalnie nie planuję, choćby dlatego, że małżonka swego – z uwagi na jego pracę – mam przy sobie raptem kilka razy w roku i to przy „sprzyjających wiatrach”, no a duch święty takiej zołzy jak ja raczej nie namaści.

Inni amanci zaś krążą czasem jak ta upierdliwa satelita, ale jestem zbyt staroświecka na zdrady małżeńskie. Obojętnie jednak na to, czy kiedyś się rozmnożę czy nie, zainteresowanie statusem mej macicy, natchnęło mnie do chwili zastanowienia się nad rodzicielstwem, a szczególnie ojcostwem.

Przecież znam wielu ojców, niektórych „z planu”, innych – tych bardziej zdziwionych – „z wypadku”, sama również mam w swym życiu kogoś takiego jak TATA. Nie są mi też obce rozmaite historie o dantejskich scenach, mających miejsce w rodzinach, a urządzanych przez „wczorajszych” bądź po prostu niezadowolonych z życia ojców, konkubentów, ojczymów i innych tego typu “…-ów”.

Nie będę się jednak w to zagłębiać, szmatławe brukowce i wszędobylska telewizja wyrabia już w tym wypadku tysiąc procent normy. Zatem ja skupię się tylko na pozytywnych przykładach.

Dowiedz się więcej »PasjoTata – czyli być Tatą, któremu się chce

Peregrine Church – młody artysta z Seattle, który pokochał deszcz…

O tym, że sztuka sztuce nierówna wie każdy. Ba! Artystycznej części dorobku kulturowego nie godzi się nawet próbować zamknąć w jakiejkolwiek arbitralnej definicji, ciągle bowiem płodzą się nowe dzieła, które nie tylko mogłyby poza tę definicję wykraczać, ale i być może nawet jej przeczyć. Ktokolwiek posili się więc o terminologię – począwszy od chłopa z cepem na polu po wysublimowanego estetę – będzie podawał jedynie własne interpretacje, czym dla niego ta cała sztuka jest. Na szczęście! To, co wiadome nawet dla laika to fakt, że sztuka może wiele, włada ludzkimi emocjami: uwrażliwia, wpędza w nostalgię, zmusza do zadumy, inspiruje, wzbudza zachwyt a nawet szokuje (bo jak inaczej nazwać większość reakcji odbiorców na sztukę Szwajcarki Milo Moire, czyli jej słynne “malowanie pochwą”).

ScreenHunter_867 Aug. 30 18.21

Emocje, refleksje, nastroje… sztuka ma moc ich wzbudzania, nadaje zatem smak naszemu życiu. A jeśli smak ten zostaje okraszony tym, co pozytywne: uśmiechem, motywacją, dobrą energią – to jeszcze lepiej. I tu pojawia się ktoś taki jak Peregrine Church. Młody artysta, który upodobał sobie: deszcz, chodniki i … zaskakiwanie ulicznych przechodniów.

ScreenHunter_884 Aug. 31 13.05Dowiedz się więcej »Peregrine Church – młody artysta z Seattle, który pokochał deszcz…