Peregrine Church – młody artysta z Seattle, który pokochał deszcz…
O tym, że sztuka sztuce nierówna wie każdy. Ba! Artystycznej części dorobku kulturowego nie godzi się nawet próbować zamknąć w jakiejkolwiek arbitralnej definicji, ciągle bowiem płodzą się nowe dzieła, które nie tylko mogłyby poza tę definicję wykraczać, ale i być może nawet jej przeczyć. Ktokolwiek posili się więc o terminologię – począwszy od chłopa z cepem na polu po wysublimowanego estetę – będzie podawał jedynie własne interpretacje, czym dla niego ta cała sztuka jest. Na szczęście! To, co wiadome nawet dla laika to fakt, że sztuka może wiele, włada ludzkimi emocjami: uwrażliwia, wpędza w nostalgię, zmusza do zadumy, inspiruje, wzbudza zachwyt a nawet szokuje (bo jak inaczej nazwać większość reakcji odbiorców na sztukę Szwajcarki Milo Moire, czyli jej słynne “malowanie pochwą”).
Emocje, refleksje, nastroje… sztuka ma moc ich wzbudzania, nadaje zatem smak naszemu życiu. A jeśli smak ten zostaje okraszony tym, co pozytywne: uśmiechem, motywacją, dobrą energią – to jeszcze lepiej. I tu pojawia się ktoś taki jak Peregrine Church. Młody artysta, który upodobał sobie: deszcz, chodniki i … zaskakiwanie ulicznych przechodniów.
Dowiedz się więcej »Peregrine Church – młody artysta z Seattle, który pokochał deszcz…